22 stycznia 1969 roku Moskwa przygotowywała się do spotkania załóg statków kosmicznych Sojuz-4 i Sojuz-5. W uroczystej eskorcie uczestniczył także sekretarz generalny KC KPZR Leonid Breżniew. Była transmisja na żywo z Placu Czerwonego.
Transmisja została nagle przerwana. Zaledwie dzień później TASS poinformował o zamachu na astronautów. Ale nikt w kraju nie wątpił, że strzelają do Breżniewa.
Co naprawdę się stało? Wiktor Iljin, 23-letni oficer 61. Oddziału Geodezyjnego stacjonującego w mieście Łomonosow, zdezerterował z jednostki z dwoma pistoletami Makarowa i czterema magazynkami nabojów.
Przybywając do Moskwy do wuja, ukradł policyjny płaszcz i czapkę, co pozwoliło mu swobodnie przejść do Borowickiej Bramy Kremla i zostać otoczonym kordonem. Kiedy konwój rządowy wjechał na Plac Czerwony, Ilyin otworzył ogień do drugiego samochodu, raniąc kierowcę, zakładając, że jest tam sekretarz generalny.
Eskortowany motocyklista obezwładnił strzelca, potrącił go i również został ranny. Z astronautów, którzy siedzieli w samochodzie, nikt nie został ranny. Po ostrzale kosmonauci Tereshkova, Nikolaev, Beregovoy i Leonov przeszli na pojazdy rezerwowe. Omijając zastrzelony samochód, orszak główny jechał trasą.
Dopiero drugiego dnia po zamachu Ilyin dowiedział się, że Breżniew jechał innym samochodem i prawie zabił kosmonautę Leonowa. Ilyin zranił eskortującego motocyklistę i zabił kierowcę limuzyny Ilyę Zharkova, ojca dwójki dzieci, dla którego ten dzień był ostatnim dniem roboczym przed przejściem na emeryturę. Kosmonauta Leonow, który wtedy siedział w samochodzie, nie wybaczył tego terrorystom nawet 37 lat później, kiedy Iljin miał okazję poprosić kosmonautę o przebaczenie.
Ilyinowi groziła kara śmierci - został oskarżony na podstawie pięciu artykułów Kodeksu karnego Federacji Rosyjskiej, ale uznano go za niepoczytalnego i wysłano na przymusowe leczenie. Próba zamachu kosztowała go dwadzieścia lat pobytu w szpitalu psychiatrycznym. Wyszedł na wolność dopiero w 1990 roku.